No i jest, pierwszy rozdział! Dziękuję za tak miłe słowa przy prologu, jesteście wspaniali :)
W razie jakichkolwiek spraw piszcie na twitterze: @BloodyDame, na pewno odpowiem :)
Miłego czytania!
*
/Louis/
Rzuciłem za siebie pustą butelkę z czarną etykietą zadrukowaną napisem "Jack Daniels". Dźwiękiem tłuczonego szkła,
ściągnąłem na siebie kilka ciekawskich spojrzeń, wśród których przeważały damskie. Nie zdziwiłem się widząc, jak jedna z blondynek
przesuwa po mnie wzrokiem i oblizuje lekko usta. Uśmiechnąłem się ironicznie i z tymże wyrazem twarzy, skierowałem się do baru. Znowu.
Przywitał mnie entuzjastycznie Zayn, który zdążył już zalać się w trupa.
- Nareszcie mogę się z tobą napić! Siadaj, stary - kiwnął głową na wysokie, barowe krzesło po czym zamówił dla nas dwóch kolejkę.
- Te jebane cztery lata kompletnie wysuszyły mi gardło - warknąłem, wychylając spory kieliszek czystej. Mój kumpel zaśmiał się głośno jak gdybym opowiedział mu najlepszy dowcip świata.
Przeczesując wzrokiem zatłoczoną, ciemną salę, natknąłem się na kika naprawdę niezłych sztuk. Jedna na przykład miała się czym pochwalić w kwestii bioder, inna cycków, a następna nóg.
Napotkałem na wyjątkowo ładne, zasłonięte jedynie ciemnym materiałem rajstop, dodatkowo ozdobione czarnymi szpilkami. Uniosłem oczy wyżej, chcąc sprawdzić, czy i twarz ma wyjściową.
Ujrzałem okrągłą buzię z dużymi, zielonymi oczami, otoczoną burzą krwistoczerwonych włosów. Wywróciłem oczami i odwróciłem się z powrotem do baru.
Spodobały mi się nogi Robin, ja pierdole. Co ze mną nie tak? Telepało mną na samą myśl spojrzenia na tę małą jędzę.
Jak bardzo lubiłem Harry'ego, tak bardzo drażniła mnie jego siostra. Ciekaw byłem, kiedy w końcu któryś z pozostałych trzech chłopaków trzepnie ją w końcu w ten głupi łeb.
Wydawali się jednak nie zauważać, jak bardzo jest jebnięta. Ba, czasem można było pomyśleć, że ją lubią!
Zająłem się kieliszkiem. A raczej kieliszkami, które barman i Zayn wciąż mi podsuwali. Opróżniałem wszystko, co dostało się w moje ręce, aż w końcu poczułem się mocno zamroczony.
W tym samym czasie mój kumpel trącił mnie łokciem. Spojrzałem leniwie przez ramię i ujrzałem dziwną scenkę.
Na środku stała Robin i szarpała się, by wyrwać z uścisków dłoni zaciśniętych na jej nadgarstkach. Z jej dwoch stron stało dwóch facetów.
W jednym z nich rozpoznałem Harry'ego, drugiego nie znałem.
- To Steven, jej chł... - zaczął Zayn, lecz nie dane mu było dokończyć, bowiem koleś wymierzył Harry'emu mocny cios w szczękę.
Loczek zatoczył się ostro, łapiąc ściany, a ten cały Steven szarpnął Robin i pomimo jej prostestów, zaczął odciągać ją jak najdalej od brata.
Od razu zerwałem się na nogi. Nie wiem, co tak na mnie podziałało. Może alkohol, a może cierpiący przyjaciel. Podbiegłem do niego i dźwignęłem do pionu.
- Gdzie oni są?! - wrzasnął mi prosto w twarz, ścierając pospiesznie krew z ust.
- Przy wyjściu - zaalarmował nas Zayn, pomagając Loczkowi ustać na równych nogach. - Idź tam, Lou.
- Pojebało cię? - zapytałem, nieźle już podkręcony. - Mam tam iść i dać sobie spuścić wpierdol w zamian za jakąś...
- W zamian za siostrę kumpla - warknął mulat, wytrącony z równowagi. Widząc na wpół zrozpaczoną, na wpół wściekłą twarz Hazzy, westchnąłem i odwracając się na pięcie, pognałem do głównego wyjścia.
Zobaczyłem ich, kiedy Steven mocno szarpnął ramię Robin, coś do niej wrzeszcząc. Ona zapierała się nogami, lecz na niewiele się to zdało. Jak ostatni skurwiel, zamiast pomóc, stanąłem z boku i czekałem na rozwój wydarzeń.
Wyzywał ją, używając różnych epitetów, których nawet ja wcześniej nie znałem. Pogratulowałem mu w myślach, co było oznaką mojego całkowitego skurwysyństwa, ale nie mogłem inaczej.
Potrzebowałem naprawdę mocnego bodźca, żeby zacząć działać. Kiedy zobaczyłem, jak ta męska kurwa unosi rękę i wymierza ostry cios w twarz dziewczyny, zalała mnie fala wkurwienia.
Odrzuciłem od siebie wszystkie negatywne uczucia, jakie żywiłem względem Robin. Teraz liczyło się to, że była kobietą. Kobietą, która została uderzona. Przez faceta.
Sam ledwo rejestrowałem to, co robię. Rzuciłem się w ich stronę i odepchnąłem dziewczynę jedną ręką. Drugą zacisnąłem na koszulce Stevena, unosząc go lekko w górę.
- Jeszcze dopadnę tą dziwkę, kiedy będzie bez obstawy - bełkotał, kompletnie pijany.
- O ile przeżyjesz - wysyczałem przez zęby. - Pożałujesz tego, skurwielu.
Dosłownie rzuciłem nim o ścianę. Wydawało mi się, że słyszę gruchot łamanych kości, jednak nie wystarczyło mi to.
Podszedłem do niego i zacząłem wymierzać ciosy w brzuch, nogi, łeb, wszędzie gdzie się dało. Sam nie wiedziałem, skąd brała się u mnie taka siła.
Próbował ze mną walczyć, lecz był za bardzo osłabiony alkoholem i obrażeniami. Wyszedłem z tego jedynie z poharatanym policzkiem i krwiakiem na ramieniu.
Nie wiedziałem, kiedy mnie od niego odciągnęli. Mój wzrok padł pod ścianę, gdzie stała Robin, z rosnącym siniakiem na twarzy. Zdziwiło mnie, że nie płakała.
Każda normalna dziewczyna na jej miejscu już dawno wylałaby morze łez i użalałaby się nad sobą. Ale nie ona. Stała tylko i przenosiła wzrok ze mnie na Harry'ego, który trzymał mnie mocno za ramiona.
Puszczając mnie, powiedział:
- Przesadziłeś.
Że kurwa słucham? Na chwilę mnie zamurowało. Po chwili przyprowadził do mnie Robin, ale nie odezwała się ani słowem.
- Może jakieś dobre słowo? - mruknąłem, wciąż nie mogąc się uspokoić po napadzie szału.
- Co? - zapytała, lekko nieprzytomnie.
- Jedno pierdolone "dziękuję" by wystarczyło.
- Mam ci dziękować że prawie zabiłeś mojego chłopaka? - warknęła z nagłą wrogością.
Nosz kurwa.- Ja pierdole - powiedziałem po prostu. - Rodzinna wdzięczność.
Wyrwałem się chłopakom i wyszedłem z lokalu najszybciej jak mogłem.
/Robin/Czułam się jak śmieć. Podczas jednego wieczoru dostałam w twarz od własnego chłopaka i po raz kolejny nie powstrzymałam się od wojny z Louisem.
Czy to była moja wina, że jest tak beznadziejny? Że jest zimnym frajerem, który nie widzi nic innego poza piciem i dziwkami? No przykro mi.
Kiedy jednak wyszedł z baru, poczułam, że mimo wszystko powinnam mu podziękować za to, jak mnie obronił. Pijany Steven jest zdolny do wszystkiego, więc nie wiadomo, co by ze mną zrobił.
Anyway, czułam się strasznie. Ból na policzku wzrastał, razem z poczuciem winy. Z drugiej strony, co miałabym zrobić? Pobiec do niego i rzucić mu się w ramiona, szczepcząc "och, dziękuję"? Zachciewało mi się rzygać na samą myśl.
Ale dosyć o Louisie jak na jeden wieczór. Dosyć o Stevenie. Dosyć ogólnie o skurwielach.
Po powrocie do domu zamknęłam się w łazience, by choć trochę poprawić swój wygląd, jednak wszystko poszlo na nic. Ciemnoczerwonego krwiaka nie zakryłby żaden podkład czy puder. Zaklęłam głośno, a w drzwiach pojawiła się głowa Harry'ego.
- Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie.
- Wyglądam jak zgniły ziemniak - poskarżyłam się wskazując policzek. - I nie mogę tego niczym zakryć.
- Ooo... - zmartwił się sztucznie mój brat. - Gdyby nie twoj jebnięty chłopak, nie miałabyś go.
- On nie jest taki na jakiego wygląda...
- Nie zaczynaj - przerwał mi. - Wszyscy wiedzą, że to frajer. Ja... chciałbym, żebyś więcej się z nim nie spotykała, Robin.
Milczałam. Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. Nie chciałam martwić brata, ale byłam w pewnym sensie uzaleźniona od Stevena. I nie mogłam zerwać z nim kontaktu. Po prostu nie.
Pokiwałam lekko głową na znak, że zrozumiałam, co powiedział. Interpretacja tego gestu należała do niego. Przygarnął mnie do siebie i przycisnął do swojej piersi. Uśmiechając się, objęłam go za szyję, próbując powstrzymać poczucie winy, spadające z każdej strony.
Położyłam się około trzeciej nad ranem, ale nie dane mi było zasnąć. Mój telefon wciąż wibrował, odierając kolejne wiadomości od Stevena. Był wciąż pijany, sądząc po ich treści. W jednych groził mi śmiercią, w innych wyznawał miłość.
Powoli docierała do mnie prawdziwość słów Harry'ego. Mój chłopak był sukinsynem, a ja nie potrafiłam tego pojąć. Mimowolnie spojrzałam na swój brzuch, pokryty licznymi siniakami i ranami.
Nawet kiedy mnie bił, nie potrafiłam od niego odejść. Czułam się okropnie z tym, że tak okłamywałam własnego brata, ale co miałam powiedzieć? "Słuchaj, Hazz, Steven mnie bije kiedy nie zgadzam się na seks?" Zabiłby go gołymi rękami.
Muszę być silna. /Niall/Powinienem być poruszony sytuacją w barze, pobiciem dwóch moich kumpli i siostry jednego z nich. Powinienem, ale nie byłem. Może dlatego, że spodziewałem się takich zdarzeń. Sądzę, że Zayn, Liam i Harry też. Lou dopiero co wyszedł z pierdla, był wyrywny do bójek, a chłopaka Robin znaliśmy od dłuższego czasu. Byli wprost stworzeni do tego, by się nawzajem pozabijać. Louis był moim kumplem, w ogień bym za niego skoczył, ale musiałem przyznać: czasem jest naprawdę pojebany.
Pocieszenie tego wieczora widziałem w nowo poznanej koleżance. Nie zauważyłem jej od razu, może dlatego, że całą imprezę przesiedziała przy barze, patrząc na swoje przyjaciółki na parkiecie. Zwróciła na mnie swoją uwagę, kiedy uniosła wzrok znad szklanki którą trzymała i wbiła go w sufit.
No co jak co, ale w barze nie ma niczego ciekawszego do roboty, niż oglądanie sufitu, prawda? Może dlatego wydała mi się nieco zakręcona i wyjątkowa. Przysiadłem się do niej i śmiało podałem rękę.
- Jestem Niall - rzekłem, uśmiechając się najładniej jak potrafiłem.
- Patrz - odpowiedziała, wciąż wpatrzona w górę. - Dementor.
- Co? - kompletnie zbity z tropu, podążyłem za jej spojrzeniem, niczego jednak nie zauważyłem.
- Dementor! - wydawała się być oburzona moją ignorancją. - A tam pies z głową... ryby.
Zmarszczyłem brwi i postanowiłem dyskretnie się wycofać, gdy spojrzała mi prosto w oczy. I było już po mnie. Wpadłem.
- Eee...
- Nie jestem dziwna - oświadczyła mi pogodnie i upiła łyka ze swojego drinka. - Mówiłam o wzorach, jakie się układają z dymu. Spójrz jeszcze raz.
Wypełniłem jej polecenie. W kłębach dyskotekowej mgły rzeczywiście można było dostrzec coś ciekawego. A może po prostu widziałem coś, bo chciałem widzieć.
- Rzeczywiście - stwierdziłem, starając się znowu ściągnąć na siebie jej oczy. - Jak masz na imię?
- Jessica, dla przyjaciół Jessy.
- Miło mi, Jessy - wyszczerzyłem się, a ona, spoglądając na mój aparat na zębach, sama się uśmiechnęła.
- Sądzisz, że będziemy aż tak blisko? - zapytała, przeszywając mnie wzrokiem, przez co nie mogłem się całkowicie skupić.
- Nie - powiedziałem szybko, po czym spanikowałem. - To znaczy tak, znaczy nie wiem, ale chciałbym, bo... Może dasz mi swój numer?
- Dobrze - rzekła po prostu. - Musisz tylko o czymś wiedzieć.
- O czym?
- Nie jestem idealna.